czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział pierwszy .

Wiatr powiał silnie, fale zrobiły się większe, a zza skał wyłonił się statek. Nie było widać na nim życia, nie miał zapalonych żadnych świateł, nie było widać tam jak przemieszczają się ludzie. Mimo wszystko, nikt tam nie patrzył, plaża była pusta, choć zostały na niej ślady człowieka. Po chwili statek się zatrzymał, kotwica została spuszczona, tak jak szalupy z ludźmi w środku. Kapitan spojrzał na małą wyspę i uśmiechnął się triumfalnie. Jego kompas kazał mu tu przyjść i o to jest. Musiał znaleźć skarb, choć sam nie był pewny co nim jest. Rum? Złoto? A może kolejny, lepszy statek do kolekcji?
- Jack, co my tu właściwie robimy? - zapytał jeden z członków załogi. Kapitan uśmiechnął się do niego, przejechał palcami po brodzie i ruszył swoim charakterystycznym krokiem do niego.
- Po prostu się baw - odpowiedział i wskoczył do najbliższej szalupy. W dłoniach wciąż ściskał nerwowo kompas.

***

Rose przeczesała dłonią swoje ciemne włosy, uwielbiała ich miękkość i słodki zapach, choć ktoś mógłby pomyśleć, że jest zwyczajnie zakochana w sobie, nawet już słyszała takie słowa o sobie. Stanęła przed lustrem w swojej białej sukience wykończonej falbankami. Z jej ust wydobyło się ciche jęknięcie. Czuła się jak mała dziewczynka, której kazano od razu urosnąć, bo była córką kogoś ważnego. Rose miała już dosyć tego, że musi zachowywać się jak jakaś królewna, chodzić na różne przyjęcia i pokazywać przed ludźmi, że jest wykształcona, najlepsza. Założyła na swoje stopy białe baletki i podeszła do okna. Mimo, że mieszkała na pierwszym piętrze, poczuła w sobie odrobinę strachu, zmiękły jej kolana. Zamknęła oczy, wstrzymała oddech i zeszła po drabinie, którą - dzięki jej prośbie - zostawił tam ogrodnik.
Nie minęła chwila, a dziewczyna biegła do środka miasteczka, chciała się zabawić, odprężyć. Mijała wesołych ludzi, którzy świętowali kolejny dzień życia, strażników z ostrym spojrzeniem oraz zwykłych mieszkańców co kładli swe małe pociechy spać czy gasili ogień w kominku. Pobiegła do tawerny. Nie wiedziała dokładnie czemu to robi, ale czuła, że chce tam iść. Już nie raz słyszała opowieści o ludziach z różnych stron świata przypływających na pirackich statkach.
- Hej, panienko! Proszę się zatrzymać! - usłyszała głośny krzyk mężczyzny. Nie wiedziała czy to było do niej, ale odwróciła się, żeby sprawdzić. Zobaczyła strażnika, który biegnie w jej stronę. Od razu poczuła pot spływający po jej czole.
Czyżby wiedział kim jestem? Nie może zaprowadzić mnie do domu, nie dziś! - pomyślała w myślach i zaczęła biec najszybciej jak umiała. Żałowała, że nie związała swoich długich włosów, które wchodziły jej aktualnie do buzi przeszkadzając w ucieczce. Nagle poczuła jak uderza w coś twardego i opada na ziemie. Poczuła lekki ból, podniosła swoją głowę do góry i zobaczyła mężczyznę. Miał dredy i kilka koralików między nimi, zarost i dwa warkoczyki z brody. Chciała go przeprosić, ale wtedy zobaczyła jego kapelusz.
Czyżby był piratem ? - pomyślała, ale zaraz odrzuciła tę myśl od siebie, gdyż przecież może to być zwyczajny mieszkaniec, który ubrał się tak, gdy śpiewali pieśń na plaży i zwyczajnie nie chciał, nie zdążył lub nie mógł się jeszcze przebrać. Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Przepraszam - powiedziała. Wstała szybko i już chciała odbiegnąć, ale obcy złapał za jej nadgarstek. Znów podniosła swój wzrok na niego i zobaczyła, że w ręku trzyma kompas, spoglądając co chwilę na nią. Niezbyt wiedziała o co chodzi.
- Zgubił się pan? Znam wys... - nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż on przykrył jej usta dłonią i pociągnął ją za sobą. Próbowała się uwolnić, szarpała się, ale mimo wszystko nie można było równać jej siły do niego. Już nie widziała strażnika biegnącego za nią, choć właśnie teraz chciała, żeby się pojawił i uratował ją.  Nagle  mężczyzna podniósł ją do góry po czym przerzucił ją sobą przez ramię.
- Uspokój się, nie mam co do ciebie złych planów, mam tylko pytanie - powiedział i trzymając ją za nogi ruszył do swojej załogi. Rose już nie walczyła, nie miała szans, a nawet jej energia gdzieś wyparowała.
- A powiesz mi chociaż jak się nazywasz? - zapytała cicho, ale on doskonale usłyszał.
- Jack Sparrow... Kapitan Jack Sparrow.

---------------------------------------------------------------------

Ja wiem, że nie było rozdziału przez prawie miesiąc, ale to tylko ze względu na mój wyjazd. Jednak było mi bardzo ciepło na sercu, gdy spojrzałam i zobaczyłam ile jest komentarzy i obserwatorów :) Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał :)